czwartek, 19 lipca 2012

Mniej znaczy więcej

Stwierdzenie, że jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym, jest już truizmem. Kupujemy dużo, bo wmawia się nam, że jest nam to potrzebne, by być szczęśliwym. Jeśli będziesz miała bransoletkę, sukienkę, a ty miał ten telewizor, super samochód, kupicie sobie kolejną, jeszcze lepszą pralkę, komórkę, zestaw patelni, będziecie spełnieni. Jeśli masz w łazience kilkanaście kosmetyków, to wtedy dopiero dbasz o swoją skórę. Pamiętaj jednak, że co miesiąc musisz dokupywać nowe. Będą lepsze od tych najlepszych, które już masz. Pamiętaj, twoją wartość stanowią rzeczy, które posiadasz. 

Pieniądz już dawno przestał nam służyć do tego by być. Teraz jest po to by mieć. Zamienia się w stosy rzeczy, którymi się otaczamy na co dzień, pełni nadziei, że dzięki nim osiągniemy stan permanentnego szczęścia. Reklamy wmawiają nam, że spełnienie potrzeb wiąże się z zakupami. Kiedy na pewnym szkoleniu zapytałam, jakie ludzie mają potrzeby, usłyszałam właśnie "ładny dom", "dobry samochód".  Na moje kolejne pytanie, jak myślą, czy są jakieś potrzeby, które kryją się pod chęcią posiadania "ładnego domu" czy "dobrego samochodu", nastąpiła chwila konsternacji. A potem zaczęły padać takie słowa jak "relaks", "harmonia", "bezpieczeństwo". To są prawdziwe potrzeby, które skryły się pod strategiami, jakie obieramy by je zaspokoić.  Niestety strategie mają to do siebie, że nie zawsze są skuteczne.

W magazynie "Coaching" (nr 2/2012) zamieszczony został  bardzo ciekawy artykuł pt. "Mniej znaczy więcej", napisany przez Marka Kamińskiego, polskiego polarnika, podróżnika, który jako pierwszy człowiek na świecie zdobył oba bieguny w ciągu jednego roku. W jego opinii, żyjemy w czasach, w których ilość bodźców wokół nas sukcesywnie wzrasta. Mamy coraz więcej, żyjemy coraz szybciej. Pisze:

"Jeżeli mamy za dużo priorytetów, za dużo celów, za dużo wątpliwości, to niestety stoimy w miejscu i nie możemy nawet wyruszyć w drogę. Kiedy rozpraszamy nasz czas i chcemy spróbować wszystkiego, w końcu mamy wrażenie, że życie przecieka nam przez palce, a my tak naprawdę nie spróbowaliśmy niczego. Kiedy dziecko ma za dużo zabawek, żadna nie cieszy." 

Trudno się z tym nie zgodzić. W bałaganie nie możemy niczego znaleźć, a rzeczy się niszczą. Wielość rzeczy sprawia, że trudno dostrzec to, co jest wartościowe. Potwierdza to również Carla Perrotti, podróżniczka, która jako jedyna na świecie kobieta pokonała samotnie największe pustynie. Od dwóch lat prowadzi tzw. Desert Therapy. Dzięki podróży na pustynię i próbie prostego życia, bez natłoku informacji, miliona bodźców pospiechu, wychodzą na wierzch prawdziwe wartości i priorytety, no i potrzeby. Dajemy im po prostu miejsce. 

Dominnique Loreau, pisze w swojej książce pt. "Sztuka prostoty": 

"Zbyt dużo rzeczy nas osacza i zniewala, odwraca nasza uwagę od spraw zasadniczych. Także nasz umysł staje się zaśmiecony jak strych pełen staroci nagromadzonych przez lata. To przeszkadza nam się poruszać i dążyć przed siebie. Tymczasem żyć znaczy iść do przodu. Akceptowanie mnogości powoduje niepewność, troski zmęczenie. (...) Nie my mamy rzeczy. To one są naszymi właścicielami." 

Rada autorki? Minimalizm w różnych aspektach naszego życia, który szeroko opisuje w książce.  Z nią również zgadza się Marek Kamiński, który twierdzi:

"Od czasu do czasu trzeba zrobić remanent. Przewietrzyć swoją rzeczywistość, pozbyć się tego, do czego nie wracamy, aby stworzyć miejsce dla nowego. Pusta przestrzeń może będzie działać lepiej niż ta obciążona przeszłością. Raz na jakiś czas warto przejrzeć swoje zasoby i zostawić tylko to, co niezbędne". 

Genialne w swojej prostocie. Jeśli chcemy, by przyszło nowe musimy zapewnić temu przestrzeń. Jeśli nasza rzeczywistość jest zawłaszczona przez stare: rzeczy, priorytety, idee, pomysły, cele, to nie ma miejsca dla nowego. Dlatego warto poświęcić czas na porządki w głowie, otoczeniu, ubraniach, kosmetykach. Wybrać to co faktycznie jest nam potrzebne i czego używamy, a resztę wyrzucić lub rozdać innym. To działa. Sama sprawdziłam.


Autor: Aneta Choroszy

1 komentarz:

  1. Jakże oczywiste dla tych którzy odnaleźli już w swoim życiu tę prawdę, jakże genialne w swej prostocie dla tych co właśnie dzięki temu tekstowi odkryli przytłaczający bałagan nieistotnych śmieci, bałagan którego mogą się pozbyć ot tak jak wyrzuca się niechcianą miłość... no może to nie najlepszy przykład... ale brutalnie prawdziwy. Wszystko skłania się do 'natychmiastowych' wyborów - deser którego nie zjem teraz, wyrzucam a nie odkładam do lodówki; nie mam ochoty kilka razy z rzędu wyjść na golfa - rzucam to w cho...e nie próbując się zmuszać kolejny raz skoro wolę w tym czasie na ławce w parku ciepłe letnie powietrze pić z ust nieznajomej dziewczyny; stos książek czeka na przeczytanie? prosty wybór, czytam je teraz lub nie ma dla nich miejsca w moim życiu. Podsumowując, czasu w życiu nikomu nie przybywa, wciąż próbując robić zaległe rzeczy nigdy nie będziemy mieli czasu na to co pragniemy zrobić właśnie teraz...

    OdpowiedzUsuń